Ciąża

Poród w czasach zarazy

Czy wszystko będzie na pewno dobrze? Czy przyjmą nas do szpitala w umówionym terminie? Czy mały będzie oddychał? Czy będzie miał mocną żółtaczkę? Czy Asia się nie wykrwawi? Czy będzie w stanie zająć się sobą i małym po cesarce? Czy nie dostanie jakiegoś zakażenia? Czy wypuszczą ich szybko? Czy karmienie piersią będzie bez problemów? Takie pytania dudniły w mojej głowie tuż przed drugim porodem przez cesarskie cięcie. Drugim, więc tym razem dużo lepiej wiedzieliśmy, co nas czeka. No ale w ciągu ostatnich kilku tygodni doszło jeszcze kilka zmartwień.

Co z tą epidemia? Nie wpuszczą mnie do szpitala, więc czy sama da sobie radę? Czy przez środki bezpieczeństwa będzie miała dobrą opiekę? Czy ktoś z personelu nie przyniesie wirusa? Czy nie zamkną nam szpitala przez kwarantannę? Czy po powrocie do domu nie okaże się, że są chorzy na COVID-19?

Końcówka ciąży

Leon dał nieźle popalić Aśce od samego początku. Zdrowa, silna ciąża. Nudności, zgaga i ogólne obciążenie organizmu były większe, niż z Gabrysią. Był większy, kopał tak, że myślałem, że sam sobie wyjdzie (Elo, tu ósmy pasażer Nostromo). Do tego energiczna dwulatka w domu nie ułatwiała sprawy 😀

Byliśmy szczęśliwi, że dziecko dobrze się rozwija. Ominęła nas cukrzyca i nadciśnienie, które naszym znajomym często komplikowały ciążę. Mimo to, nasza dzielna mama była u kresu wytrzymałości i wyczekiwaliśmy rozwiązania.

Niemniej, ja już od dawna śledziłem sytuację na świecie i historię wirusa z Wuhan. Wiedziałem, że to kwestia czasu, kiedy wirus dotrze do Polski.

Wybuch epidemii podczas ciąży

A dotarł na początku marca, czyli ponad miesiąc przed porodem. Potem było już tak, jak musiało się stać i dobrze o tym wiecie. Logarytmiczny przyrost przypadków. Wirus zataczał coraz większe kręgi. 300, 100, 40, 15 km od nas. Śmiertelność kilkuprocentowa. Narodowa kwarantanna. Kolejne środki bezpieczeństwa.

Nie dało się tym nie przejmować. Wszystko krzyczało „koronawirus”. Jak nie TV, to social media. Było kilka przypadków śmierci kobiet, które niedawno urodziły. To bardzo stresowało Asię.

Dobrze, że byłem w domu. Uczelnia zamknięta, praca zdalna. Nasz dom stał się naszą fortecą. Mając dom, duże podwórko i ogródek nie czuliśmy się zamknięci. Za to bardzo doskwierała nam izolacja i konieczność zrezygnowania z kontaktów z ludźmi – towarzyskie z nas ludzie. Nawet Teściowa, która miała nam pomóc pod koniec ciąży i po porodzie nie odważyła się przyjechać. A pielęgniarka z oddziału noworodkowego bardzo by się przydała.

Na porodówkę w maseczkach

16 kwietnia wprowadzono nakaz noszenia maseczek. Tego właśnie dnia jechaliśmy do szpitala. Mieliśmy maseczki, rękawiczki i środki do dezynfekcji. Mnie to kompletnie nie rusza, bo miałem doświadczenie w pracy w sterylnych warunkach i stosowaniu środków ochrony. Na studiach i w pracy miałem styczność z pracownią cytostatyków, żywieniem pozajelitowym, laboratorium mikrobiologicznym itp. Ale dla Aśki i reszty rodziny noszenie maseczek i rękawiczek nie jest wcale komfortowe. Kolejny stres.

W kraju było już ponad 7 000 (POTWIERDZONYCH) zakażeń. Dużo było ich w Poznaniu. W największym szpitalu położniczym na Polnej utworzono nawet specjalny oddział dla ciężarnych z wirusem. Ale nikt nie wiedział za bardzo jak on ma działać. To nie nastrajało optymistycznie.

Chcieliśmy rodzić, tak jak ostatnio, w szpitalu im. Świętej rodziny. Miłe, kameralne miejsce. A przede wszystkim, tam był nasz ginekolog, któremu ogromnie ufam. Dowiedzieliśmy się, że jeśli w Świętej rodzinie pojawimy się z jakąkolwiek oznaką infekcji, choćby katarem, i wysokim CRP, to mamy od razu wyjazd na Polną. Dbaliśmy o siebie i wyniki były dobre, więc przyjęto Aśkę, ale stres z tym związany był bardzo duży. Mnie kazano spier… oddalić się jak najszybciej.

To było ciężkie, bo chciałem być blisko, a nawet bliżej niż ostatnio. Myśleliśmy o kangurowaniu małego po porodzie przeze mnie, ponieważ w tym szpitalu po cc mama nie może. Nic z tego. Wiedziałem, że nie będę mógł zobaczyć i wziąć mojego synka na ręce, tak jak mojej córeczki ponad dwa lata temu. Mogłem tylko czekać na informacje od Aśki i zdjęcie.

Poród w czasie epidemii koronawirusa – bezpieczeństwo a opieka szpitalna

Cesarka miała być następnego dnia po przyjęciu. Droga z auta do drzwi szpitala – w maseczce. W szpitalu mogła być tylko ciężarna. Pożegnanie nastąpiło pod drzwiami izby przyjęć. Do środka lekarz wypuścił tylko Asię. Po wejściu zmierzono jej temperaturę, musiała wypełnić dokumenty, w tym wywiad epidemiologiczny. Nastąpiło badanie, pomiary tętna dziecka, waga mamy, ciśnienie. Później badanie usg – tu Asi było już ciężko oddychać w maseczce i zapytała lekarkę czy może ją zdjąć. Mogła. Przez całą procedurę przyjęcia wszyscy z personelu mieli maseczki, przyłbice, rękawiczki. Jednocześnie jak widać, byli wyrozumiali dla ciężarnych, które nie mogły wytrzymać oddychania przez materiał. Gdy Asia znalazła się już na oddziale ginekologicznym, gdzie miała czekać na zabieg, maseczkę zdjęła już na stałe. Żadna pacjentka na sali ich nie miała na sobie. Następnego dnia odbył się zabieg. Asia musiała założyć maseczkę na drogę przez korytarz i mieć ją już przez cały czas. Także podczas operacji. Później na sali pooperacyjnej mogła ją zdjąć. Założyła ją znowu na czas drogi na oddział.

Po cesarskim cięciu największy strach budziła w nas opieka i pomoc ze strony położnych. Czy będą miały czas pomagać Asi przy wstawaniu z łóżka, kąpieli, zajęciu się dzieckiem? Pierwszą noc nasz synek, podobnie jak kiedyś Gabrysia, dał mamie odpocząć i spędził ją na oddziale noworodkowym. Nazajutrz już od rana był z mamą. Podobnie jak prawie 3 lata temu i tym razem personel szpitala nas nie zawiódł. Asia mogła liczyć na pomoc po cc (tym razem czuła się dużo lepiej, niż za pierwszym razem), a także przy karmieniu, chociaż tutaj już dobrze wiedziała co robić. Również widoczna była wzajemna pomoc wśród mam na sali.

Ani przez chwilę Asia nie czuła, żeby było gorzej – prócz wzmożonych procedur sanitarnych, środków ochronnych, wśród położnych i pielęgniarek panował spokój i opanowanie. Szpital św. Rodziny to mała, kameralna placówka. Myślę, że to miało duży wpływ na brak bałaganu i poczucia strachu.

Do domu. W końcu razem

Minęła druga doba po zabiegu i żona i synek mogli iść do domu. Fotelik samochodowy przekazałem Asi w drzwiach, pod wnikliwym nadzorem Pana portiera ? potem już, ze względu na wagę i gabaryty fotelik z małym wkładem w postaci dziecka, podała mi położna. Mogliśmy jechać do domu.

Jak widzicie, jest inaczej, jest dziwnie, ale chce zauważyć, że wasz maluch tego nie odczuje, on po prostu musi w końcu się urodzić i to, że w końcu weźmiecie go w ramiona liczy się najbardziej. Ja staram się teraz nadrobić ten czas po porodzie, spędzam jak najwięcej czasu z synkiem oraz otaczam opieką żonę w połogu. Czy żałuję, że nie zobaczyłem go od razu po porodzie? Tak. Ale cieszę się, że jesteśmy już razem, zdrowi i bez narażania kogokolwiek. Im mniej osób w szpitalu, tym lepiej, bezpieczniej, więc nie mam o to pretensji.

Na koniec rada. Jeśli wkrótce czeka Was poród, to przygotujcie się. Będzie dużo nowych procedur i środków bezpieczeństwa, ale najważniejsze to bezpieczny poród oraz zdrowie matki i dziecka. To nie powinno się zmienić. Zberzcie wywiad jak wygląda teraz poród w Waszym szpitalu, w każdym mogą panować nieco inne zwyczaje. Najważniejsze, że wkrótce będziecie razem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *